Córka Przeciwieństw

sobota, 23 stycznia 2016

Rozdział XIX "Przysięgnij na Styks"

                    Byłam wykończona. Nie sądziłam, że walka mieczem może tak zmęczyć organizm. Cięłam, odparowywałam ciosy setki razy, a teraz byłam tak spocona, że miecz wyślizgiwał mi się z ręki. Percy był w lepszym stanie, ale miał kilka płytkich ran na ramionach.

- Ja ... już nie mogę- wysapałam, siadając na pokładzie- daj mi chwilę.

                    Mój brat uśmiechnął się szelmowsko.

- Wstawaj, jeszcze pół godziny!

- Nie, ja mam już tego dosyć! - zaprotestowałam z podłogi. Syn Posejdona, jednak nie zwrócił uwagi na moje słowa. Wziął mnie za ręce i pociągnął ku górze, tym samym sprawiając, że wstałam.


.........................................................................................................................



                   Pół godziny wcześniej wydawało mi się, że jestem zmęczona. Kłamałam, teraz jestem wykończona. Nie mogę nawet utrzymać dłoni w bezruchu. Zauważyłam, że rozcięcia na mojej skórze bardzo szybko się goją, jednak u Percy'go nie wyglądało to tak dobrze. Podeszłam do niego:

- Mogę?- zapytałam wskazując na krwawiące miejsca.

- Jasne- uśmiechnął się i zdjął spoconą koszulkę. Moim oczom ukazała się dobrze zbudowana klatka piersiowa i umięśnione ramiona. Pomyślałam, że dziewczyny oglądającego go w walce, mogą tylko marzyć, żeby je pocałował; cóż, jego wygląd i siła nie robiły na mnie wrażenia, w końcu to mój brat.

                  Przystąpiłam do działania. Zbliżyłam swoją dłoń do serca Syna Posejdona. Skupiłam w niej swoją magię i dotknęłam gorącej skóry brata. Czułam jak fala mocy przenika z moich palców do jego ciała. Widziałam jak rany się zasklepiają, to zawsze mnie zachwyca; cofnęłam dłoń dopiero, kiedy skończyłam.

- Wielkie dzięki- uśmiechnął się.

-Nie ma za co- powiedziałam, żartobliwie puszczając oczko.

                  Po pożegnaniu z bratem, postanowiłam wziąć chłodną kąpiel. Tym razem nie zapomniałam o zabraniu ze sobą ubrań. Kto wie, kogo mogę tym razem spotkać. Po relaksującej czynności stwierdziłam, że muszę umyć włosy. Jak pomyślałam, tak zrobiłam.  Po chwili wilgotne włosy dotykały moich pleców. Czas na suszenie; zawsze robiłam to za pomocą magii. Sięgnęłam do mocy znajdującej się gdzieś we mnie i wydostałam malutką jej część na zewnątrz. Widziałam jak moje włosy stopniowo stają się suche. Kiedy skończyłam, chwyciłam szczotkę i rozczesywałam moje brązowe fale. Następnie pociągnęłam swoje pełne usta bezbarwną pomadką. Przejrzałam się w lustrze: biust ciągle mizerny, ukrywała krótka bluzka nie sięgająca pępka. Głębokie, jasne szorty eksponowały długie nogi. Na stopach miałam białe trampki.

                  Około siódmej rano spotkałam się z resztą załogi na śniadaniu. Byłam głodna niczym Tantal. Po przywitaniu się ze wszystkimi, usiadłam przy stole. Po chwili Leo znalazł się tuż koło mnie i opowiadał dowcipy. Na moim talerzu pojawiły się grube naleśniki oblane słodkim niebieskim sosem. Zaczęłam jeść, wciąż śmiejąc się z żartu o Pandorze, który przed chwilą powiedział Syn Hefajstosa. Po skończeniu posiłku zauważyłam, że Piper uważnie mi się przygląda. Cóż, nie każdy musi mnie lubić- stwierdziłam. Po chwili zastanowienia powiedziałam głośno:

- Za godzinę spotkamy się na treningu, jakieś sprzeciwy?- nikt nie zaprotestował.

                     Postanowiłam opuścić Wielką Siódemkę. Powiedziałam na ucho Leo o tym, że idę do kajuty odpocząć, choć miałam nieco odmienne plany. Gdy zamknęłam za sobą drzwi mojego "pokoju", od razu chwyciłam opasłą księgę. Na pierwszej stronnicy znalazłam rysunek pióra. Tak samo jak wcześniej wyciągnęłam ze strony przyrząd do pisania. Wiedziałam o co chciałam zapytać.

Jak pokonać Gaję? 

Litery pojawiły się kiedy kreśliłam znak zapytania.

Gaja to jedna z najpotężniejszych istot w mitologi greckiej. Przebywa na planecie Ziemia i planuje obalić bogów olimpijskich. Do ostatecznego przebudzenia się potrzebuje krwi dwojga półbogów. Istnieje eliksir, który . . .



........................................................................................................................


                       Kilka pytań i odpowiedzi później, stwierdziłam, że muszę już iść przeprowadzić trening Wielkiej Siódemki.  W głowie kręciło mi się od nadmiaru wiadomości. Wiedziałam co muszę zrobić i to mnie przerażało. Kiedy wchodziłam po schodach, słońce podrażniło moje oczy. Promienie przyjemnie ogrzewały moją skórę, pomimo tego było mi zimno. Zamknęłam oczy i postarałam opanować drżenie rąk. Chwilkę później szłam pewnym krokiem w kierunku grupki herosów, czekających na mnie.

.......................................................................................................................


                       Z następnych godzin niewiele pamiętam; nie byłam tam obecna myślami.  Czym dłużej rozważając mój plan, byłam byłam bardziej pewna jego słuszności. Coraz bardziej się bałam. Nogi same powiodły mnie do drzwi maszynowni, gdzie zaszył się Leo. Musiałam komuś to powiedzieć. Bezszelestnie weszłam do środka, syn Hefajstosa siedział na jakimś przyrządzie i z zamyśleniem patrzył na fiolkę, która trzymał w dłoniach. Cicho podeszłam i usiadłam koło niego.

- Cześć- szepnęłam. Leo aż podskoczył, eliksir wypadł mu z rąk. Szklane naczynie zatrzymało się za moją sprawą, tuż nad podłogą i pofrunęło do moich paców. Ostrożnie oddałam fiolkę Leo. On schował ją przy sercu i odpowiedział:

-Cześć. - Zdobyłam się na uśmiech.

- Już wiem jak wydostać Calipso z wyspy- powiedziałam z ekscytacją. Oczy Syna Hefajstosa ożyły.

- Naprawdę ? - zapytał z nieukrywaną nadzieją.

- Tak, potrzebuję jednak, jakiejś rzeczy z wyspy. Masz może coś takiego?- Leo uśmiechnął się szeroko.

- Bluzka, którą mam na sobie, zrobiła Calipso- powiedział  podekscytowany dotykając t-shirtu.

- Masz może jakiś sztylet? - Leo włożył swoją dłoń do pasa na narzędzie, który zawsze miał u swego boku i wyjął z niego mały nóż; podał mi go.

                    W milczeniu zacisnęłam palce na rączce sztyletu i odcięłam kawałek materiału.

- Możesz dać mi eliksir zmartwychwstania? - z lekkim wahaniem oddał mi fiolkę, wyjęłam z niej korek. Kawałek materiału który spoczywał w mojej dłoni przeniosłam nad otwór. Skupiłam się i zaczerpnęłam silną moc z głębi siebie. Materiał zajął się Ogniem ( mocą potomków Malificent), palący się jeszcze wrzuciłam do eliksiru. Zmienił barwę na przeźroczysty.

- Już?- zapytał Leo.

-Nie- odparłam- potrzebuję kropli twojej krwi.

                   Syn Hefajstosa wyciągnął dłoń w moją stronę. Ostrożnie postawiłam eliksir na jakiejś maszynie obok. Później wzięłam spoczywający obok sztylet. Nóż delikatnie wbiłam w czubek palca Leo, na ostrze zebrałam czerwoną ciecz i delikatnie przeniosłam ją nad otwór fiolki. Kropla krwi wpadła prosto do pojemnika. Eliksir zabarwił się na czerwono, a ja wstrzymałam oddech. Może coś poszło nie  tak jak trzeba? Może zepsułam jedyną szansę na przeżycie Syna Hefajstosa? W tym samym momencie mikstura zajaśniała złotym światłem. Wypuściłam ciągle wstrzymywane powietrze i zamknęłam korkiem fiolkę. Eliksir wciąż jaśniał; to dobry omen.

- Gotowe- oznajmiłam z szerokim uśmiechem na twarzy- proszę bardzo- powiedziałam podając mu szklane naczynie. Leo emanował radością:

-Na wszystkie sprężyki Hefajstosa, mówiłaś prawdę! Naprawdę pomogłaś mi wydostać Calipso!

-Czy wątpiłeś w to chociaż przez chwilę?- zażartowałam.

- Nie- powiedział, wciąż uśmiechając się jak debil.- Dziękuję!-  rozłożył szeroko ramiona i przytulił mnie. Zszokowana, znieruchomiałam; po chwili, jednak, także go objęłam i mocno przycisnęłam do siebie. Pachniał smarem, mydłem cytrynowym i spalenizną. Pomyślałam nad tym, że mogę nie zobaczyć jego twarzy i włosów i oczu -już nigdy.

             Czułam jak do mich oczu napływają łzy, potem jak spływają po moich policzkach i wsiąkają w bluzkę syna Hefajstosa. Leo jednak nie przestał mnie przytulać, wręcz przeciwnie;  objął mnie mocniej. Byłam mu za to wdzięczna. Przywiązałam się do niego w tak krótkim czasie.

            Po chwili jednak półbóg odsunął się i wziął moją twarz w swoje dłonie:

- Co się dzieje Lola?- zapytał śmiertelnie poważnie- na treningu nie byłaś z nami myślami, nawet nie śmiałaś się z moich dowcipów.

           Wzięłam głęboki, urywany oddech:

- Leo, muszę ci coś powiedzieć, ale musisz mi coś obiecać.

           Widocznie zaniepokojony Syn Hefajstosa odpowiedział:

- Wszystko.

- Nie powiesz o tym nikomu, dopóki tego nie zrobię. Będą uważali mnie za zdrajcę i muszą tak myśleć. Przysięgnij na Styks.

_______________________________________________________________




I tak oto kończę rozdział XIX ;)
Co o nim sądzicie??
Przepraszam, że nie dodałam rozdziału wczoraj :(
Pragnę podziękować wszystkim za tak miłe komentarze
i za tyle wyświetleń :)
~LoLa
&
Obóz Pół-Krwi (https://www.facebook.com/dzieci.pol.krwi/?fref=ts)

         

                   

piątek, 15 stycznia 2016

Rozdział XVIII "Puchar dla tej pani, za pokonanie maratonu w samej bieliźnie!"

- Bo widzisz Leo, ja nie urodziłam się tutaj na Ziemi-zaczęłam mówić, kiedy usiadł koło mnie na koi- pochodzę z Imperium- uśmiechnęłam się słabo.

- Czekaj, bo czegoś tu nie łapię- powiedział- widziałam twoje wspomnienie, kiedy bawiłaś się z Hermesem w berka, albo jak się chowałaś za tronem Zeusa, gdy podmieniłaś butelki z kremem do depilacji i odżywką do włosów Afrodyty.

                 Uśmiechnęłam się słysząc te słowa. To był głupi pomysł, myślałam, że bogini Miłości mnie zamorduje i schowałam się mając nadzieję, że mnie nie znajdzie, jednak Posejdon mnie zauważył i zapytał co tam robię. Powiedziałam całą prawdę, a kiedy spanikowana kończyłam opowieść, tata pokładał się ze śmiechu. 

- Tak, wychowałam się na Olimpie- kontynuowałam- Malificent przyniosła mnie tam, kilka dni po porodzie. W zasadzie nigdy nie widziałam Imperium- powiedziałam z tęsknotą w głosie.

-Imperium to inna planeta?- zapytał.

- Tak, mieszkają na niej tylko magiczne istoty- odparłam i pomyślałam, że ja też powinnam tam być.- Co jeszcze widziałeś?

- Zobaczyłem jak wybuchasz taką energią i jak potem żałujesz, że niechcący prawie zabiłaś swoją przyjaciółkę- powiedział i patrzył mi się prosto w oczy.- Ładniutka- dodał po chwili z uśmiechem.

- Tak, przepiękna- powiedziałam- Córka Apolla i Wnuczka Afrodyty; bardzo utalentowana. Moja jedyna przyjaciółka. 

- Zajęta? - zapytał z udawaną nadzieją

-Nie- odparłam, uśmiechając się- ale ty chyba masz już kogoś na oku.

                  Zauważyłam, że Leo się rumieni, a może tylko mi się tak wydaje. Potem spojrzał na mnie:

-Nie powiesz nikomu?- zapytał

- Jeżeli nie chcesz, to nie- powiedziałam- Tak korzystając z  okazji, wymyśliłeś jak wyciągniesz Calipso z tej wyspy? 

- Jeszcze nie- powiedział ze smutkiem. Te uczucie nie pasowało do Syna Hefajstosa; zawsze był taki wesoły. 

- Obiecuję, że ją znajdziesz- powiedziałam, choć tego nie przemyślałam z moich ust popłynęły słowa- pomogę ci.

- Jak?- zapytał bez nadziei w głosie.

-Zaufaj mi, coś wymyślę- Leo uśmiechnął się do mnie.

-Dziękuję, a co do tematu miłości jakim cudem Di Angelo cię pocałował ?!- zapytał z niedowierzaniem w głosie.

               Teraz z kolei ja robiłam się czerwona. Syn Hefajstosa wybuchnął śmiechem. Żartując walnęłam go po ramieniu.

- To nie jest śmieszne - powiedziałam próbując powstrzymać śmiech. Skończyło się na tym, że zaczęłam prychać jak kot, a Leo już leżał i trzymał się za brzuch wciąż się śmiejąc. Dołączyłam do niego. Kiedy już odzyskaliśmy głos zapytał:

-Chociaż dobrze całował?- banan nie schodził mu z ust.

- Chyba tak- powiedziałam, całował jak anioł, dodałam w myślach, przywołując wspomnienie raptem z przed dwóch dni. Teraz wydawało mi się, że od opuszczenia Obozu minęły wieki.

- A ten koleś, taki wysoki, wysportowany blondyn co cię przytulił przy wszystkich, kim on jest?

- William- odpowiedziałam- Syn Apolla.

- No to masz branie dziewczyno- uśmiechnął się szeroko.

- Chyba tak - zaczęłam się śmiać. Za chwilę jednak spoważniałam, przypomniałam sobie o miksturze, którą Leo trzymał w lewej kieszeni; przy sercu. 

                Wyciągnęłam dłoń w jego stronę i dotknęłam miejsca, gdzie wciąż był eliksir. Ciało półboga zamarło. Spojrzał na mnie i szeptem zapytał:

- Wiesz?- nie odpowiedziałam, tylko spojrzałam mu w oczy. Słowa, które popłynęły z moich ust miały nigdy nie zobaczyć światła dziennego.

- Podjąłeś właściwą decyzję- powiedziałam smutnym przyciszonym głosem.

- Wiesz czy ona na pewno zadziała? - zapytał podając mi fiolkę

               Wzięłam ją w dłonie i wyciągnęłam koreczek, powąchałam i stwierdziłam:

- Zadziała.

               Ostrożnie mu ją oddałam. Leo schował ją w to samo miejsce. Zmartwił się. Odruchowo powiedziałam:

- Musiałeś.

- Ale co ?

- Skłamać. Podmienić butelki, nie wiem jak chcesz to nazwać.

- Czytasz mi w myślach?

- Nie, nie zrobiłabym tego. Po prostu cię rozumiem.- powiedziałam cicho.

-Tylko ty- szepnął- wiesz, że czuję się lepiej, kiedy ci to powiedziałem?

Ale ja czuję się gorzej- pomyślałam, a na głos dodałam:

- Od tego są przyjaciele? No nie?- uśmiechnęłam się słabo.

- Chyba tak.


                    Skończyliśmy rozmawiać około czwartej nad ranem. Dawno się tyle nie śmiałam. Kiedy wychodził, przytulił mnie i powiedział:

-Dziękuję

- Nie ma za co- odpowiedziałam- Proroczych snów.

Uśmiechnął się - Nawzajem, mała wiedźmo.

         


                   Po chwili wstałam z koi. Postanowiłam wziąć kąpiel. Z szafki wyjęłam ręcznik i bieliznę.
 Kiedy zamknęłam drzwi łazienki, spojrzałam w lustro. Odbicie uśmiechnęło się do mnie. Uczesałam rozczochrane włosy. Kiedy woda obmywała moje ciało czułam, że zmywa ze mnie wszystkie ciężary dzisiejszego dnia. Skończywszy kąpiel, zaczęłam się ubierać; wtedy zorientowałam się, że nie wzięłam nic poza skąpym stanikiem i majtkami.

- Cholera- zaklęłam na głos.

                   Cóż, nie pozostało mi nic poza  nadzieją, że nie natknę się na nikogo, przebiegając przez korytarze. Przecież normalni ludzie o tej porze śpią. Wzięłam głęboki wdech i otworzyłam drzwi. Przebiegłam na palcach większość drogi, w ciemności zobaczyłam drzwi mojej kajuty. Odetchnęłam z ulgą. Chwyciłam za klamkę i szczęśliwa zamknęłam za sobą drzwi. Udało się! Uśmiechnęłam się do siebie. Leo rzuciłby coś w stylu: "Puchar dla tej pani za pokonanie maratonu w samej bieliźnie!". Odwróciłam się, uśmiech na mojej twarzy zamarł. Na koi siedział zdezorientowany Percy; odwrócił się do mnie plecami i zaczął się tłumaczyć:

- Mówiłaś żebym przyszedł o świcie, cóż jestem trochę wcześniej.

- Jasne, przepraszam, nie zamierzałam wpadać tutaj tak. . .- wymamrotałam, pstryknęłam palcami i już miałam na sobie biały kombinezon na ramiączkach, który zasłaniał tylko niewielką część ud. Na to nałożyłam wiszącą na krześle przeźroczystą narzutkę, że pomysł ubrania się za pomocą magii nie przyszedł mi w łazience!!! Uniknęłabym tej krępującej sytuacji! i to jeszcze z bratem! Przeklinałam siebie samą w duchu- Już jestem ubrana- powiadomiłam Syna Posejdona. Odwrócił się niespiesznie.

-Przepraszam, nie wiedziałem... - powiedział, cały czerwony na twarzy

- Przecież nic się nie stało- machnęłam ręką- jesteś moim bratem Percy.

                       Uśmiechnął się nieśmiało.

- Możemy przećwiczyć to co wczoraj? - zapytał z nadzieją w głosie.

- Jasne,- uśmiechnęłam się szeroko- ale musisz coś dla mnie zrobić.

-Co takiego?- zapytał się zdziwiony.

- Doszłam do wniosku, że nie najlepiej posługuję się mieczem. Ostatnio chimera zaatakowała moje mieszkanie, a ja nie potrafiłam jej zabić mieczem; musiałam użyć magii. Zawsze używam magii- powiedziałam zgodnie z prawdą.

- Nie ma problemu- uśmiechnął się szeroko.




_________________________________________________________


No i gotowe!!!
Mam nadzieję, że chociaż uśmiechnęliście się czytając ten rozdział :D
Wena od Apolla nadeszła !!!
NARESZCIE!
Życzę wam jak najlepszego zakończenia tego semestru !

~LoLa 
  

piątek, 8 stycznia 2016

Rozdział XVII "Najpierw była Potęga i Moc"

                   Po treningu Frank'a  nie ćwiczył tylko Leo. Lubiłam go. On jedyny mi zaufał w tak krótkim czasie. O 23 ma przyjść do mojej kajuty, chcę mu coś wyjaśnić. Gdy szedł w moją stronę na moją twarz wpełzł niespodziewany uśmiech.

- A więc Synu Hefajstosa jakieś ostanie słowa przed niechybną śmiercią? - zażartowałam

                  Półbóg obrócił się w stronę Córki Afrodyty ze śmiertelną powagą, jednak z iskierkami w oczach powiedział:

- Babeczka , którą rano jadłaś nie była z bitą śmietaną- tu zapadła grobowa cisza- to twoja pianka do golenia.- Nie wytrzymałam.

                   Zaczęłam się śmiać jak szalona i co najgorsze nie mogłam przestać. Piper miała chciała zabić wzrokiem mnie i żartownisia. Jednak nie tylko ja cieszyłam się jak dziecko.
Jason starał się wytrzymać, jednak nie szło mu zbyt dobrze. Percy nawet nie próbował się powstrzymywać tak samo jak Hazel i Frank.

                    Po opanowaniu epidemii śmiechu zaczęliśmy trening. Skupiłam się na zaklęciu i po cichu wypowiadałam ostrożnie dobrane słowa. Po chwili pojawił się przed nami manekin.

- To przeciwnik godny ciebie Leo- powiedziałam ciągle chichocząc

- Widzę, masz duże mniemanie o mnie- westchnął




                    Po trudnym treningu, gdzie więcej było żartów niż powagi, postanowiliśmy zjeść kolację. Przeszliśmy do pomieszczenia, w którym znajdował się długi stół  już z zastawą. Zajęłam wolne miejsce koło Perci'ego. Naprzeciwko mnie Leo żartował z Piper.  Jason od czasu do czasu wybuchał śmiechem. Mój brat popatrzył na talerz i pojawiły się na nim niebieskie gofry z bitą  śmietaną i borówkami. Dopiero teraz poczułam jak bardzo jestem głodna.  Pomyślałam o pizzie z podwójnym serem i salami. Gdy tylko otworzyłam oczy, ku mojemu zdziwieniu na talerzu leżała pachnąca serem "włoska" potrawa.

- A więc tak to działa- uśmiechnęłam się do talerza.

- Dokładnie tak- odpowiedział Percy.

                     Po wchłonięciu boskiego dania, wydawało mi się, że nie dam rady wstać od stołu.  Jednak niemożliwe stało się możliwe; ruszyłam się z miejsca.

- Kolacja na miarę Olimpu. Idę do kajuty- powiedziałam do rzeszty

                    Szłam korytarzem trzymając się za brzuch i modląc się do Apolla żeby pizza została tam gdzie była. Zamknęłam za sobą drzwi mojego pokoju i od razu położyłam się na koi. Starałam się leżeć w bezruchu mając nadzieję, że mój żołądek nie ma w planach rewolucji.  Fale bujały mną w przytulny sposób, jednak u pozostałych ludzi czy półbogów mogło to doprowadzić do ... no na pewno wiesz co mam na myśli.

                    Po około półgodzinnym leżakowaniu, moją uwagę przykuła komoda. Nie wiem co było w niej specjalnego, ale nie mogłam oprzeć się chęci wyciągnięcia z niej mojej pustej książki. Wyjęłam ją drżącymi dłońmi. Otworzyłam na pierwszej stronie.  Ze zdziwieniem stwierdziłam, że było na niej narysowane wieczne pióro. Coś przyciągało moją dłoń do kartki, jednak moje palce nie dotknęły papieru tak się spodziewałam.  Poczułam coś zimnego i metalowego; po chwili uświadomiłam sobie, iż dotykam pióra. Chwyciłam w palce przyrząd do pisania i wyciągnęłam go ze strony. Obróciłam go kilka razy w dłoniach i przycisnęłam do papieru zastanawiając się co napisać. W tym momencie przypomniałam sobie słowa mojej matki: "Odpowie na wszystkie twoje pytania..."

                    Pewna myśl przyszła mi do głowy, a po chwili moja dłoń kreśliła krzywe litery.

                    Co było na początku???
Litery pojawiały się ,gdy tylko skończyłam pisać.
                    Najpierw była Potęga i Moc, nazywane Siostrami, jednak nie spokrewnione. Następnie z połączenia kropli ich krwi, stworzyły dwójkę potężnych czarowników i czarownic: Malificent- Ogień, Mayghin-Woda, Aleyn- Powietrze, Cane- Ziemia. Siostry stworzyły tę czwórkę, aby rządziła Imperium. Po setkach lat Imperium zaludniło się. Wszyscy byli potomkami Pierwotnej Czwórki. Potęga i Moc usunęły się w cień.

                   Gdy minęły kolejne wieki mieszkańcy Imperium zaczęli wybijać się wzajemnie; spowodowane było to konfliktem Wody i Ognia. Obie zakochały się w Człowieku. Obiecały  mu oddanie, moc jakiej nie zaznał nigdy; niech tylko wybierze swoją jedyną. Do tej pory zastanawiam się co wydziały w tym marnym, kruchym osobniku. W sercu Człowieka zrodziło się uczucie chciwości i pychy. Potajemnie spotykał się potajemnie  z dwiema naraz. Malificent dała mu odporność na każde zaklęcie, Mayghin moc zniszczenia. Po pewnym czasie Człowiek wykorzystywał najpotężniejsze czarownice tak, że posiadał moc równą Ognia i Wody. Jednak pewnego dnia, kiedy niebo było przejrzyste Człowiek popełnił błąd; Pod drzewem Imperium spotkał się z Malificent, zapewniał ją o swojej miłości, o tym, że kocha tylko i wyłącznie ją; obok płynął strumyk, Mayghim usłyszała co mówił Człowiek i pojawiła się przed "zakochanymi" z żądzą śmierci w oczach. Zrozumiała co robił Człowiek i postanowiła  zabić go i Malificent. Czarownica Ognia nie widziała, że Człowiek chciał własnej korzyści, nie wiedziała, że w jego sercu jest tylko pycha. Kiedy Woda pokazała jej swoje wspomnienia, w których Człowiek był jej jedyną miłością Malificent zapłonęła gniewem. Obie postanowiły zgładzić niewiernego Człowieka. Nie mogły go pokonać magią, ponieważ dały mu za dużo darów. Drzewo Imperium, które wiedziało wszystko, nawet to, co działo się w sercu Człowieka powiedziało jedno słowo:

- NIEŚMIERTELNOŚĆ

                     Ogień i Woda od razu pojęły co ma na myśli drzewo, żadna z nich nie dała Człowiekowi nieśmiertelności. Nie mogły go pokonać magią, tylko bronią, ale żadnej broni nie było. Malificent  zawołała donośnym głosem Cane'a, prosząc go o coś śmiercionośnego. Z ziemi wyłonił się kryształ bijący białym światłem, jednak był on tępo zakończony. Człowiek widząc do czego to zmierza postanowił uciec do swojego świata. Biegł, leciał, teleportował się, ale nie mógł znaleźć miejsca gdzie łączyły się światy Ziemi i Imperium. Przypomniał sobie, że światy łączyły się w strumyku. 

                     W tym samym czasie Malificent i Mayghin połączyły siły. Jednocześnie wykonywały te samo zaklęcie. Kryształ topił się i jednał na nowo, powstała tak najostrzejsza broń jaką ktokolwiek kiedykolwiek widział; Nadały  ostrzu imię Vindic (Zemsta). 

                   Ruszyły w pogoń za "ukochanym". Śledziły go, a tropy zaprowadziły je do strumyka, który płynął przy Drzewie Imperium. On już przechodził przez portal do swego rodzinnego świata, gdy Malificent zamachnęła się Zemstą i przeszyła ciało Człowieka. Krew zabarwiła strumyk na czerwono. Mayghim nie pozwoliła umrzeć zdrajcy, wyssała z niego całą moc jaką dały mu Pierwotne Czarownice.  I wysłała słabego, bliskiego śmierci na Ziemię, umarł przechodząc przez portal. 

                   Strumyk nazywany odtąd Krwawą Miłością na zawsze pozostał czerwony, a Malificent i Mayghin znienawidziły siebie nawzajem. Ta nienawiść przepłynęła na potomków Czarownic. Czarownicy wybijali się nawzajem. Po setkach lat bitew zawarto Rozejm, który trwa po dziś dzień. 


  - Co robisz? -zapytał Leo, wchodząc do mojej kajuty- pukałem tak długo, że myślałem, że cię nie ma.

                  Zatrzasnęłam księgę. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, jak bardzo pochłonęła mnie lektura.

- Przepraszam, czytałam- rzuciłam do Syna Hefajstosa

- Możemy pogadać o tym co zobaczyłam dziś rano?- zapytał

                Z trudem przypomniałam sobie incydent, który zaszedł rano. Leo widział moje wspomnienia; muszę mu to wszystko wyjaśnić.

_____________________________________________________________________

Drodzy panie i panowie....
oto jest rozdział XVII !!!!
Trochę inny od reszty...
Mam nadzieję, że się wam spodobał i was zaciekawiłam.
Piszcie co o tym sądzicie, ale błagam ... szczerze. :)

~LoLa
&& Obóz Półkrwi ( https://www.facebook.com/dzieci.pol.krwi/?fref=ts )