Córka Przeciwieństw

poniedziałek, 20 czerwca 2016

SŁUCHAJCIE !!!!

MAM WAŻNĄ ( mam nadzieję, że dla Was też) WIADOMOŚĆ.
 A mianowicie: rozdział pojawi się 24 czerwca 2016 r. o godzinie 15.00. To dla mnie szczęśliwy dzień, wiadomo dlaczego ;) , więc chcę żeby był jeszcze fajniejszy więc, opublikuję naprawdę dłuuuuugi rozdział.

Oby do końca roku szkolnego,
LoLa

EDIT: Z POWODU NIESPODZIEWANYCH OKOLICZNOŚCI PRZESUWAM PUBLIKACJĘ O DWA DNI, PRZEPRASZAM

sobota, 30 kwietnia 2016

Wiosenny LBA :)

 Bardzo dziękuję za nominację Czarnej Damie :D
( http://hp-ksiezniczka-ciemnosci.blogspot.com/2016/03/lba-3.html )

Długo nie publikowałam postów, ale postanowiłam napisać coś dla Was. Wiem, że pewnie oczekujecie na nowy rozdział... mam nadzieję, że pojawi się wkrótce. 

Każdy wie co to LBA, więc daruję sobie kopiowanie głównej myśli konkursu. 

Oto pytania:
  1. Dlaczego postanowiłaś pisać bloga?
  2. Jaka jest Twoja ulubiona książka (ta na której opierasz fandom się nie liczy :P)?
  3. Skąd pomysł na nick?
  4. Jesteś człowiekiem zabieganym, energicznym czy ospałym?
  5. Grasz w quidditcha?
  6. Ulubiony przedmiot szkolny (hogwardzki i nudny).
  7. Ulubiony dom w Hogwarcie.
  8. Ulubiona postać z bloga (nieswojego).
  9. Masz jakieś zwierzę?
  10. Ulubiony kolor.
  11. Czy moje pytania były aż tak beznadziejne?

Cóż więc mówię:

1. hyym... Po przeczytaniu książek Rica Riordana, moja wyobraźnia ruszyła z kopyta. Śniły mi się przeróżne historie, a za dnia wymyślałam nowe. Długo myślałam nad tym czy spisać moje wybujałe historie. No i tak właśnie 27 czerwca 2014 r. opublikowałam pierwszy rozdział. Z pewnością wiem, że nie pisałam wtedy najlepiej, w sumie nie jestem pewna czy teraz jest dobrze :p. 

2.Trudne pytanie. Co pewien czas czytam nową wspaniałą książkę i za każdym razem myślę, że już nic lepszego nie przeczytam. Jadnak, po paru tygodniach znajduję nową zapierającą dech historię stworzoną przez wspaniałych ludzi. Ostatnio czytałam serię książek "Darów Anioła"  Cassandry Clare. Historię tę pokochałam całym moim serduchem, opowiada ona o dwóch Nocnych Łowcach, którzy są niesamowici! 
Jeśli jeszcze tego nie czytałaś/łeś to musisz to zrobić!

3. Myślę, że u mnie nie jest to zbyt trudne do odgadnięcia. Mój nick to imię i nazwisko głównej bohaterki Loli Jackson. 

4.Zdecydowanie zabiegałbym ... uwielbiam robić tysiące różnych rzeczy naraz. Po pewnym czasie, jednak mam dosyć wszystkiego i nie robię nic odpoczywając, ale później znów wracam na normalny tryb życia.

5. Nie, nigdy nie próbowałam, ale myślę, że może być to super zabawą. 

6. Eliksiry, obrona przed czarną magią, matematyka, chemia :D

7. Slytherin  !!!!!! :D

8.Tak, psa i kota :)

9.mxdbwhbcnsdbcjbn
nie wiem... lubię wszystko :D

10.Nie :D nie było aż tak źle xD
Jeszcze raz dziękuję za nominację ;)

Blogi, które nominuję:
1.http://percyjackson-i-annabeth-chase-forever.blogspot.com/
2.http://a-new-era-of-heroes.blogspot.com/
3.http://wszystko-i-nic-by-radosna.blogspot.com/
4.http://wnuczkibogow.blogspot.com/
5.http://przygody-nowoczesnych-herosow.blogspot.com/
6.http://drugiepokoleniehpipj.blogspot.com/
7.http://heroska-z-wyboru.blogspot.com/
8. http://www.znam-te-mary.blogspot.com
9.http://thecampofheroes.blogspot.com/
10.http://szaloneopwiadaniaszalonejcherryxd.blogspot.com/
11.http://corka-milosci.blogspot.com/ (wiem, ale nominuje)

Pytania:
1. Co lubisz w swoim blogu?
2. Jakie ff mi polecisz?
3. Czytasz książki? Poleć!
4. Jaka postać jest twoją ulubioną?
5. Co sądzisz o moim blogu? SZCZERZE PRZYZNAJ SIĘ ŻE NIE CZYTASZ!
6.Jak bardzo dużą masz wyobraźnię?
7. Ile masz lat?
8. Masz Snapa? Podziel się !!!!
9. Czy ktoś wie, że piszesz bloga? ( znajomi)
10. Czemu jestem głupia i mój mózg nie chce działać?
11. Jakiej postaci literackiej nienawidzisz?
 


THE END,

~LoLa

piątek, 11 marca 2016

Rozdział XXII "Otrułaś wszystkich na pokładzie? ... Tak, a ty będziesz następny"

                  " Kłamca, kłamiesz, nie wierzę ci, kłamca, kłamiesz, KŁAMIESZ!!!" Poczucie winy rozsadzało moją głowę od środka. Nienawidziłam oszukiwać, szczególnie osób, które mi ufają. No, może z wyjątkiem Piper, ale i ona wypiła eliksir, który dla niej przygotowałam. Jeszcze tylko jeden półbóg nie przyszedł: Leo. Jeżeli będzie trzeba siłą wmuszę w niego ciecz z kielicha, jednak najpierw siła rozumu.

                     Syn Hefajstosa zapukał do moich drzwi. Podbiegłam do nich i  je otworzyłam. Heros widocznie był zmartwiony, smutek czaił się w jego oczach. 

- Cześć- wypowiedział te słowa bez jakiegokolwiek entuzjazmu.

- Cześć!-  mój głos był pełen radości- Chcę ci coś powiedzieć.

- Co takiego?  Otrułaś wszystkich na pokładzie?- udał zaskoczonego. 

- Tak, ty będziesz kolejny... Nie zamierzam was pozabijać. Chcę was uratować!

- Wiem- zaczerpnął powietrza- wiem i nie chcę tego, ale wymusiłaś na mnie przysięgę.

- Przepraszam . . . powinnam ci tego nie mówić- mój głos był pełen smutku.

- Nie przepraszaj ... ja po prostu nie pojmuję jak można iść na misję samobójczą.

- I kto to mówi... osoba, która zamierza zginąć, a potem zmartwychwstać!- czułam, że gniew przejmuje nade mną kontrolę. - Skończmy to wszystko. Usiądź w kręgu- Leo z wahaniem usiadł na podłodze- podaj mi swoją dłoń- zrobiłam nacięcie w skórze, a krople czerwonego płynu ciekły do kielicha.

- Co na wszystkie śruby Hefajstosa robisz?!

-Spokojnie to tylko rytuał, który poprzedza umieszczenie esencji twojego życia w sygnecie- nie zająknęłam się ani razu. Wylałam zawartość fiolki z napisem: "Valdez" do złotego naczynia- Wypij to.

-Nie - powiedział nawet nie dotykając kielicha.

-Czemu?

- Bo w ten sposób będę współwinny twojej śmierci- Czułam rosnącą gulę w gardle. Skąd wie, że dzięki temu przejmę na siebie jego rany?

- Nie, nie będziesz. To nie te zaklęcie głupku, te wykonam w nocy kiedy będziecie słodko spać- skłamałam.- Pij to- podsunęłam do niego naczynie z przeźroczystą cieczą. Półbóg wypił zawartość powoli patrząc mi prosto w oczy- teraz odstaw go na podłogę, podaj mi swoje dłonie, zamknij oczy ...- Valdez dotknął palcami moich nadgarstków i przesunął je do moich paliczków- i skup się na tym co lubisz.

- Na tobie?- zapytał żartując.

- Miałam na myśli twoje zabawki i ogień- uśmiechnęłam się. Ścisnęłam jego dłonie i poczułam jak ciepły prąd przechodzi przez moje ciało. Skierowałam go do sygnetu. Oczko wyglądało jakby zamknęło się w nim pojedynczy płomień.

- Gotowe- oznajmiłam. Leo włożył go na palec.

- Dziękuję. . .  Mógłbym cię o coś prosić?

- O co tylko chcesz- uśmiechnęłam się, spokojna o jego los.

- Przysięgnij na Styks- złapał mnie za nadgarstki- jesteś mi to winna- jego oczy błagały mnie, żebym się zgodziła. Minęła chwila niezręcznej ciszy.

- Przysięgam na Styks, że spełnię twoją jedną zachciankę - uległam. W oddali można było usłyszeć grzmot.

- W takim razie chcę, żebyś nie wykonała na mnie tego zaklęcia, dzięki któremu umrzesz.- Zamurowało mnie. Dosłownie nie mogłam się ruszyć.

- Leo... ja ...- bełkotałam.

- Obiecałaś -przypomniał.

- Ale...

- Powiedz, że tego nie zrobisz- nalegał, wiedząc, że nie mam wyboru. Ale nie miał pojęcia, że już wykonałam zaklęcie.

- Nie zrobię tego- powiedziałam szeptem. Na twarz Syna Hefajstosa wpełzł pełen radości uśmiech.

- Dziękuję!!!- prawie wykrzyknął te słowa i złapał moje ręce w swoje. Spojrzał na mnie i oniemiał; na palcach miałam jeszcze świeżą krew. Spojrzał na swoje dłonie, na których przed chwilą było rozcięcie i zrozumiał- ty już to zrobiłaś, moje rany przenoszą się na ciebie. Jak mogłaś?!- prawie wykrzyknął. Nie zdołałam znaleźć odpowiedzi.

- ... Nie chcę cię stracić... tak cholernie nie chcę cię stracić- Leo mówił szeptem- Nie rozumiesz?

- Ja ... muszę- wybełkotałam- i ty też musisz, więc rób to co masz zrobić i wyjdź- ostatnie słowa chyba wypowiedziałam zbyt ostro, bo Syn Hefajstosa spojrzał mi w oczy, a po chwili zatrzasnął za sobą drzwi.

___________________________________________________________

Krótko i w dużym odstępie czasowym od poprzedniego, ale jest :D
CO O TYM SĄDZICIE ?

~LoLa
&
Obóz Pół-Krwi https://www.facebook.com/dzieci.pol.krwi/?fref=ts





niedziela, 21 lutego 2016

Rozdział XXI "Jasne jak bokserki Apolla"

  Co się dzieje z czarownicą po śmierci?

Kiedy serce przestaje bić, ciało jest kruchą skorupką, pod którą uwięziona jest magia zmarłego. Czarownik zamienia się w Nefim- energię. W zależności od pochodzenia, może stać się to inaczej; potomkowie Aleyn- powietrza tworzą huragan, którego nie da się powstrzymać; potomkowie Malificent płoną. . . . 

              Oddychałam ciężko. Nie byłam samobójczynią, ale musiałam. Święto Steps jest już jutro. Muszę być silna i gotowa na wszystko. Odrzuciłam uczucia na bok, ze zdeterminowaniem zatrzasnęłam Księgę. Trzeba wszystko przygotować i zaplanować. Rozdać Sygnety... bogowie zapomniałabym o nich! Muszę się pospieszyć. Ponownie otworzyłam Księgę, lecz kilka stron wcześniej. Spisałam na przygotowanej wcześniej kartce potrzebne mi składniki, do przygotowania eliksiru. Później skupię się na zaklęciu. . .


             ..................................................................................................    


                Kilka długich godzin spędziłam na robieniu zaplanowanych czynności. Każdą fiolką podpisałam imieniem, żeby niczego nie pomylić. Słowa zaklęcia były wryte w mojej pamięci. Pozostało tylko działać.

                Zmyśliłam całkiem niezłą historię. Nie mają zielonego pojęcia o zaklęciach, to daje mi przewagę. Zacznę działać po obiedzie. Jedzenie najpierw! Cóż, ostatnio żyję po to, żeby jeść, a nie na odwrót.  Kiedy zatrzasnęłam za sobą drzwi, pobiegłam w stronę unoszącego się zapachu pieczonego kurczaka.

-Cześć! - rzuciłam siadając do stołu. Wielka Siódemka powitała mnie uśmiechami. Widać było, że się ze mną zżyli, będzie mi ciężko ich okłamywać. - Pamiętacie sygnety, które miałam wam dać na samym początku? Rozdam je u mnie po posiłku, jeśli możecie to wpadajcie do mnie pojedynczo, potrzebuję trochę skupienia- odpowiedziały mi uśmiechy i potakiwania. Czułam, że moje sumienie zaczyna być coraz cięższe. Nawet jedzenie nie smakowało tak samo jak zwykle. Po kilku kęsach stwierdziłam z rezygnacją, że nie dam rady już nic przełknąć. Piper powiedziała coś złośliwego na mój temat do Jasona.

- Daj już sobie spokój- szepnął na tyle głośno, że mogłam to usłyszeć.

- Nie wiem jak wy, ale ja się nieco stresuję tym co będzie jutro. Muszę się zrelaksować zanim wykonam na was rytuał z sygnetami. Czekam w mojej kajucie- powiedziałam te słowa na jednym wydechu i szybko wyszłam.

               Starałam się uspokoić, wmówić sobie, że muszę to zrobić. Moje ciało nie chciało słuchać, cała dygotałam. Nie mogę w takim stanie przeprowadzić zaklęcia na osobach, które są dla mnie ważne. Otworzyłam szufladę, w której gromadziłam batoniki z ambrozji. Wchłonęłam dwa na raz, cieszyłam się, że nie szkodziły mi tak jak innym półbogom. Po kilku chwilach drżenie ustąpiło.
Usłyszałam nieśmiałe pukanie do drzwi.

- Wchodź!- krzyknęłam z koi. To Percy; czułam jego energię.

- Witam wielmożną siostrę, córkę Pana Wód - powiedział dumnym głosem i ukłonił się w pas.

- Witam rycerskiego brata, syna Pogromcy Sztormów - powiedziałam dygając głęboko i jednocześnie przytrzymując nieistniejącą suknię. Percy głośno się roześmiał - Możemy zaczynać?

- Jasne jak bokserki Apolla- zasalutował.

-Nawet nie masz pojęcia o bokserkach boga słońca- zachichotałam.

- Czy wiesz coś na ich temat?- ciekawość miał wypisaną na twarzy.

- Hymmm powiedzmy, że gustuje w różowej bieliźnie- puściłam oczko do brata, widząc jego zdegustowaną minę, dodałam- zobaczyłam je podczas jednego z niewinnych żartów Hermesa- na jego usta wpełzł szelmowski uśmiech.

- Czy mogłabyś zdradzić szczegóły?

- Zapewne tak, jednak nie radziłabym opowiadać o tym w towarzystwie Apolla. Cóż, patron poezji uwielbia wino, jednak procenty nie działają na bogów tak jak na śmiertelników. Jak można było się spodziewać Hermes postanowił wykorzystać słabość syna Latony, przygotował więc trunek o tak silnym stężeniu, że był w stanie upić boga. Nie trzeba było długo namawiać ofiary na skosztowanie tego jakże "cudownego" napoju. Po paru godzinach opiekun muz tańczył na stole w samej bieliźnie, bez muzyki co ciekawe. O ile dobrze wiem kac męczył go przez dwa dni, a Hera złośliwie postanowiła nauczyć się gotować. Przyrzekam  ci, że każdy talerz czy garnek, który był na Olimpie spadł na podłogę przynajmniej raz- uśmiechnęłam się na wspomnienie biednego Apolla, który obiecał towarzyszyć bogini niebios w kursie kulinarnym.

- Współczuję mu- powiedział braciszek ledwo powstrzymując się od śmiechu.

- Ja też mu współczułam, ale i tak bywa. Możemy zaczynać?- usiadłam po turecku na podłodze w kręgu, który narysowałam wcześniej- zapraszam do środka.

                 Syn Posejdona zajął miejsce naprzeciwko mnie. Przede mną stał złoty kielich wysadzany klejnotami i prosty spiżowy sygnet, w ręce trzymałam sztylet. Chwyciłam dłoń brata i przebiłam skórę ostrzem tak, że krople krwi spłynęły prosto to naczynia. Odłożyłam broń na bok, a w mojej dłoni zmaterializował się flakonik z napisem: "Percy". Zawartość wlałam do krwi brata. Eliksir zmienił kolor na niebieski.

- Wypij- poleciłam.

- Co to jest ?- zapytał trzymając już w rękach złoty kielich.

- Część rytuału-skłamałam- bez tego nie będę mogła wypełnić sygnetu twoją energią życiową.

                   Zastanawiałam się przez chwilę czy wyczuł moje kłamstwo. Jednak już po chwili z uśmiechem opróżnił naczynie.

- Smakowało jak oranżada, chcę więcej- zaoponował.

- Przykro mi, ale więcej nie mam- pospiesznie spojrzałam na swój wskazujący palec, który ociekał krwią. Eliksir działał. Każda rana, którą zadano Synowi Posejdona była przekazywana na mnie. Draśnięcie zaczęło się już zasklepiać - podaj mi swoje dłonie, zamknij oczy i skup się na morzu- Syn Posejdona bez sprzeciwu wykonał moje polecenie.

                   Czułam coraz mocniej energię brata. Przepływała przez moje palce, a ja kierowałam ją do spiżowego pierścienia. Widziałam jak zmienił wygląd, stał się prosty, lekko kwadratowy. Środek sygnetu zapełnił się niebieską jak laguna substancją, która wydawała się być gazem. Cóż, tylko tak potrafię ją opisać.

- Gotowe- oznajmiłam szczęśliwa, wsuwając pierścionek na palec Percy'ego.

- Ładny kolor- powiedział oglądając swój nowy nabytek- niebieski. Już go lubię- uśmiechnął się do mnie szeroko.

- Oh, nie wątpię, że ci się podoba, nawet twoje jedzenie jest niebieskie. Czasami zastanawiam się dlaczego twoja skóra jeszcze nie jest tego koloru.

- Ja też się nad tym zastanawiałem. Naprawdę, żałuję, że urodziłem się z normalną cerą- powiedział z teatralnym smutkiem, dotykając swojego policzka. Roześmiałam się głośno.

- Dobrze, ale teraz pora na kolejną osobę. Nie mogę z tobą rozmawiać do zachodu słońca, musisz się wyspać przed bitwą- przytuliłam go i powiedziałam mu do ucha- pamiętaj, że nigdy was nie zdradzę, choćby nie wiem co.

- Wiem o tym doskonale - odpowiedział szeptem i mocniej mnie uścisnął.  Chwilę później już wychodził.

- Tylko tam nie zgiń Perseuszu- powiedziałam na do widzenia.

- Postaram się- puścił do mnie oczko i zatrzasnął drzwi.

_______________________________________________________        


Koniec!!!!
Przepraszam, że nie dodałam rozdziału wcześniej :(
Ale co ważniejsze ten rozdział już jest!!
~LoLa
&
Obóz Pół-Krwi (https://www.facebook.com/dzieci.pol.krwi/?fref=ts)

                      

piątek, 5 lutego 2016

Rozdział XX " O czym rozmawiacie? Oh, nie krępujcie się wiem, że o mojej seksowności. "

- . . . . Przysięgnij na Styks.

                  Leo wahał się przez moment, ale spojrzał mi w oczy i powiedział:

- Nie powiem nikomu o twoim planie, dopóki go nie ukończysz; przysięgam na Styks. - W oddali można było usłyszeć grzmot, umowa została zawarta; zebrałam się w sobie i zaczęłam opowiadać:

- Aby Gaja mogła się przebudzić potrzebna jest krew dwójki półbogów. To ja zamierzam ją dostarczyć- przerwałam na chwilę, aby spojrzeć na Syna Hefajstosa.

- Zamierzasz nas zdradzić?!- powiedział z niedowierzaniem w głosie.

- Musisz mi uwierzyć, nie zamierzam tego robić! - odparłam podniesionym głosem -  we krwi mojej i Ann będzie eliksir, który sprawi, że Gaja najpierw się obudzi, a potem łatwo zaśnie. To powinno dać wam jakieś szanse na wygraną. Jasne, jesteście najpotężniejszymi herosami na Ziemi, jednak w walce z tak potężną istotą; to nie wystarczy. Dla Ann dodam trochę mojej krwi, co sprawi, że ja przyjmę wszystkie jej rany na siebie - mówiąc czułam rosnącą gulę w gardle. Zapadła niezręczna cisza. - Leo.. ale to nie koniec; zamierzam podać każdemu z was to, co Córce Apolla. Będzie bezpieczni, dopóki moje serce będzie biło, a później zdani tylko na siebie.

            Syn Hefajstosa milczał przez długi czas, wydawało mi się, że trwa to wieki. Już nie miałam ochoty płakać, chciałam być twarda jak głaz.

- Nie mów, że zamierzasz ... umrzeć  - powiedział szeptem- za osoby, których nawet dobrze nie znasz.

            Patrzyłam prosto w jego brązowe oczy. Tak, to była niezbyt racjonalna decyzja, ale ja wiedziałam co chcę zrobić.

- Ty też chcesz się poświęcić- powiedziałam zgodnie z prawdą.

- Ale ja zmartwychwstanę!!!- prawie krzyknął- to jest różnica!

- I co z tego, że ty przeżyjesz? Jeśli umrze Percy, Piper, Jason, a Gaja wygra? Będziesz żył w strachu i modlił się o szybką śmierć?  Ach, zapomniałabym, nie miałbyś się do kogo modlić, bo bogowie zostaną zniszczeni! - odparowałam.

-  Nie chcę cię zabić swoimi ranami!- powiedział jak do małego dziecka, które chce włożyć mokre paluszki do gniazdka z prądem.

- Zrobisz to,- powiedziałam dobitnie- jeśli nie ze swojej woli, to cię zmuszę. Nie zamierzam marnować swojego życia, jeżeli tego nie wypijesz. - Odniosłam zwycięstwo. Zapadło długie milczenie, jednak Leo zaczynał patrzeć na mnie z nienawiścią.

- Wyjdź stąd- powiedział z odrazą. Zamurowało mnie, nie wiedziałam co mam zrobić.- Wyjdź stąd- powtórzył.

            Nogi, bez udziału mojej woli poniosły mnie ku drzwiom. Z całej siły zatrzasnęłam drzwi- nie wierzyłam, że usłyszę słowa, które tak ranią, z ust "przyjaciela". Myślałam: "zrozumie, pocieszy, powie, że to dobra decyzja" jak bardzo się myliłam ... Czułam jak zaczynają mnie piec powieki, ale nie chciałam płakać. Szybkim krokiem ruszyłam w stronę pokoju Percy'ego, czułam, jak zaczyna wrzeć we mnie gniew. Gdy byłam na miejscu, głośno zapukałam w drzwi kajuty brata.

- To ty Lola?- zapytał, otwierając drzwi- Myślałem, że ktoś strzela z armaty- zażartował. Kiedy zauważył brak uśmiechu, zapytał- Coś się stało?

- Nie, nic- posłałam mu wymuszony uśmiech, miałam nadzieję, że nie wyszedł zbyt sztucznie.- Moglibyśmy potrenować?- zapytałam z nadzieją.

- Dasz mi 15 minut? Urządziłem sobie krótką drzemkę- powiedział z uśmiechem. W tamtym momencie zorientowałam się, że jego włosy były w nieładzie, a na sobie nie miał koszulki.

- Pewnie, czekam na pokładzie- powiedziałam wskazując ręką na schody prowadzące na zewnątrz. Dopiero teraz zauważyłam, że zaciskam pięści. Kiedy wyprostowałam palce moje kłykcie były białe, a paznokciami przebiłam skórę, która już się leczyła.

               Gdy słońce przyjemnie muskało moją twarz, zaczęłam myśleć nad tym, jak długo nie spałam. Tak, to było bardzo "filozoficzne" rozmyślanie, według moich obliczeń nie zmrużyłam oka już  ok. 36 godzin. Wiem, to na pewno nie jest rekord świata, jednak dziwne było to, że nie odczuwałam zmęczenia. Podeszłam do barierki i spojrzałam w dół. Znajdowaliśmy się na wysokości 100 metrów. Po chwili zastanowienia zaczęłam wchodzić na balustradę. Balansowałam swoim ciałem w przód i w tył, w przód i w tył, . . .  zamierzałam wskoczyć do morza, które odbijało promienie słoneczne, tam w dali.

- Jak często miewasz myśli samobójcze? - zapytała widocznie rozbawiona Piper.

- Wiesz, że to mnie nie zabije- siliłam się na neutralny ton.

- Chętnie bym się o tym przekonała- powiedziała obracając w dłoniach swój sztylet. Po chwili milczenia z moich ust wyrwało się pytanie:

- Dlaczego mnie nienawidzisz?- Córka Afrodyty zaśmiała się ukazując swoje białe, równe zęby.

- Oh, "nienawidzić" to takie mocne słowo. Po prostu za tobą nie przepadam.

- Czy raczyłabyś mi powiedzieć dlaczego?- rządne mordu oczy McLearn świdrowały moją duszę.

- Naprawdę się nie domyślasz?- zapytała z przekorą- oczywiście chodzi o Jasona. Widzę jak na niego patrzysz, kiedy z nim trenujesz- posłała mi znaczące spojrzenie. Muszę jej to przyznać, zaskoczyła mnie. Zeskoczyłam z barierki i podeszłam do niej.

- Piper, ja nawet nie myślałam, że ja i Jason ... Nie, nie, nie ja nie zabieram cudzych chłopaków- zaprotestowałam.

- Myślisz, że możesz zamydlić mi oczy? Nie jestem taka jak reszta załogi.- Przytknęła sztylet do mojego serca - nie ufam ci, wiedźmo.

- Nikt cię nie zmusza, żebyś  mi wierzyła McLearn, ale gdybym chciała odbić twojego chłopaka, zrobiłabym to inaczej. Wiem o tobie coś, czego innym nie powiedziałaś i wykorzystałabym to bez wahania.. -  czubek ostrza wbił się mocniej w moją skórę.

- Co takiego wiesz? Ja nic nie ukrywam- zaprotestowała.

- Oprócz tego, że twój ojciec to słynna gwiazda- odparowałam- nie wiem, po co to ukrywać.

- Grozisz mi, że powiesz reszcie?- Zaśmiałam się.

- Po co miałabym to robić? Nie jestem twoim wrogiem Córko Afrodyty- szybkim ruchem dłoni zablokowałam łokieć dziewczyny i wykręciłam nadgarstek. Złapałam upadający sztylet, a następnie podałam go właścicielce.- Ja ci jeszcze nie grożę Piper, ale nie chcesz wejść mi w drogę. -powiedziałam cicho.

                  W tym samym momencie na pokład wszedł mój bart.

- O czym rozmawiacie? Oh, nie krępujcie się wiem, że o mojej seksowności. -zażartował.

- Chciałbyś- uśmiechnęłam się szelmowsko- Myślę, że już wszystko sobie wyjaśniłyśmy - puściłam do niej oczko.

- Pewnie- posłała mi wymuszony uśmiech i ruszyła do swojej kajuty.

- Zaczynamy?? - zwróciłam się do Percy'ego.

- Jasne- wyjął długopis, który zamienił się w spiżowy miecz Orkan, w mojej dłoni pojawił się miecz, dar od bogów- Trzymaj gardę- zwrócił mi uwagę brat. Uśmiechnęłam się i przyjęłam poprawną postawę. Zapowiadało się męczące popołudnie...

............................................................................................


                   Cieszyłam się, że już się wykąpałam. Trening był wyczerpujący, ciągłe powtarzanie: "Postawa, wyprostuj się, nie tak trzyma się broń, to nie jest zabawne ... ". Uśmiechnęłam się sama do siebie, zamierzałam korzystać z życia, choć tak niewiele czasu mi pozostało.  Nie zauważyłam kiedy weszłam do kajuty i chwyciłam opasłą Księgę. W moich myślach był totalny chaos, jednak te pytanie zaczynało mnie dręczyć:

Co się dzieje z czarownicą po śmierci???

_______________________________________________________________

I to chyba tyle ;)
 Bez przedłużania...
~LoLa
&
Obóz Pół-Krwi (https://www.facebook.com/dzieci.pol.krwi/?fref=ts) 




         

             

sobota, 23 stycznia 2016

Rozdział XIX "Przysięgnij na Styks"

                    Byłam wykończona. Nie sądziłam, że walka mieczem może tak zmęczyć organizm. Cięłam, odparowywałam ciosy setki razy, a teraz byłam tak spocona, że miecz wyślizgiwał mi się z ręki. Percy był w lepszym stanie, ale miał kilka płytkich ran na ramionach.

- Ja ... już nie mogę- wysapałam, siadając na pokładzie- daj mi chwilę.

                    Mój brat uśmiechnął się szelmowsko.

- Wstawaj, jeszcze pół godziny!

- Nie, ja mam już tego dosyć! - zaprotestowałam z podłogi. Syn Posejdona, jednak nie zwrócił uwagi na moje słowa. Wziął mnie za ręce i pociągnął ku górze, tym samym sprawiając, że wstałam.


.........................................................................................................................



                   Pół godziny wcześniej wydawało mi się, że jestem zmęczona. Kłamałam, teraz jestem wykończona. Nie mogę nawet utrzymać dłoni w bezruchu. Zauważyłam, że rozcięcia na mojej skórze bardzo szybko się goją, jednak u Percy'go nie wyglądało to tak dobrze. Podeszłam do niego:

- Mogę?- zapytałam wskazując na krwawiące miejsca.

- Jasne- uśmiechnął się i zdjął spoconą koszulkę. Moim oczom ukazała się dobrze zbudowana klatka piersiowa i umięśnione ramiona. Pomyślałam, że dziewczyny oglądającego go w walce, mogą tylko marzyć, żeby je pocałował; cóż, jego wygląd i siła nie robiły na mnie wrażenia, w końcu to mój brat.

                  Przystąpiłam do działania. Zbliżyłam swoją dłoń do serca Syna Posejdona. Skupiłam w niej swoją magię i dotknęłam gorącej skóry brata. Czułam jak fala mocy przenika z moich palców do jego ciała. Widziałam jak rany się zasklepiają, to zawsze mnie zachwyca; cofnęłam dłoń dopiero, kiedy skończyłam.

- Wielkie dzięki- uśmiechnął się.

-Nie ma za co- powiedziałam, żartobliwie puszczając oczko.

                  Po pożegnaniu z bratem, postanowiłam wziąć chłodną kąpiel. Tym razem nie zapomniałam o zabraniu ze sobą ubrań. Kto wie, kogo mogę tym razem spotkać. Po relaksującej czynności stwierdziłam, że muszę umyć włosy. Jak pomyślałam, tak zrobiłam.  Po chwili wilgotne włosy dotykały moich pleców. Czas na suszenie; zawsze robiłam to za pomocą magii. Sięgnęłam do mocy znajdującej się gdzieś we mnie i wydostałam malutką jej część na zewnątrz. Widziałam jak moje włosy stopniowo stają się suche. Kiedy skończyłam, chwyciłam szczotkę i rozczesywałam moje brązowe fale. Następnie pociągnęłam swoje pełne usta bezbarwną pomadką. Przejrzałam się w lustrze: biust ciągle mizerny, ukrywała krótka bluzka nie sięgająca pępka. Głębokie, jasne szorty eksponowały długie nogi. Na stopach miałam białe trampki.

                  Około siódmej rano spotkałam się z resztą załogi na śniadaniu. Byłam głodna niczym Tantal. Po przywitaniu się ze wszystkimi, usiadłam przy stole. Po chwili Leo znalazł się tuż koło mnie i opowiadał dowcipy. Na moim talerzu pojawiły się grube naleśniki oblane słodkim niebieskim sosem. Zaczęłam jeść, wciąż śmiejąc się z żartu o Pandorze, który przed chwilą powiedział Syn Hefajstosa. Po skończeniu posiłku zauważyłam, że Piper uważnie mi się przygląda. Cóż, nie każdy musi mnie lubić- stwierdziłam. Po chwili zastanowienia powiedziałam głośno:

- Za godzinę spotkamy się na treningu, jakieś sprzeciwy?- nikt nie zaprotestował.

                     Postanowiłam opuścić Wielką Siódemkę. Powiedziałam na ucho Leo o tym, że idę do kajuty odpocząć, choć miałam nieco odmienne plany. Gdy zamknęłam za sobą drzwi mojego "pokoju", od razu chwyciłam opasłą księgę. Na pierwszej stronnicy znalazłam rysunek pióra. Tak samo jak wcześniej wyciągnęłam ze strony przyrząd do pisania. Wiedziałam o co chciałam zapytać.

Jak pokonać Gaję? 

Litery pojawiły się kiedy kreśliłam znak zapytania.

Gaja to jedna z najpotężniejszych istot w mitologi greckiej. Przebywa na planecie Ziemia i planuje obalić bogów olimpijskich. Do ostatecznego przebudzenia się potrzebuje krwi dwojga półbogów. Istnieje eliksir, który . . .



........................................................................................................................


                       Kilka pytań i odpowiedzi później, stwierdziłam, że muszę już iść przeprowadzić trening Wielkiej Siódemki.  W głowie kręciło mi się od nadmiaru wiadomości. Wiedziałam co muszę zrobić i to mnie przerażało. Kiedy wchodziłam po schodach, słońce podrażniło moje oczy. Promienie przyjemnie ogrzewały moją skórę, pomimo tego było mi zimno. Zamknęłam oczy i postarałam opanować drżenie rąk. Chwilkę później szłam pewnym krokiem w kierunku grupki herosów, czekających na mnie.

.......................................................................................................................


                       Z następnych godzin niewiele pamiętam; nie byłam tam obecna myślami.  Czym dłużej rozważając mój plan, byłam byłam bardziej pewna jego słuszności. Coraz bardziej się bałam. Nogi same powiodły mnie do drzwi maszynowni, gdzie zaszył się Leo. Musiałam komuś to powiedzieć. Bezszelestnie weszłam do środka, syn Hefajstosa siedział na jakimś przyrządzie i z zamyśleniem patrzył na fiolkę, która trzymał w dłoniach. Cicho podeszłam i usiadłam koło niego.

- Cześć- szepnęłam. Leo aż podskoczył, eliksir wypadł mu z rąk. Szklane naczynie zatrzymało się za moją sprawą, tuż nad podłogą i pofrunęło do moich paców. Ostrożnie oddałam fiolkę Leo. On schował ją przy sercu i odpowiedział:

-Cześć. - Zdobyłam się na uśmiech.

- Już wiem jak wydostać Calipso z wyspy- powiedziałam z ekscytacją. Oczy Syna Hefajstosa ożyły.

- Naprawdę ? - zapytał z nieukrywaną nadzieją.

- Tak, potrzebuję jednak, jakiejś rzeczy z wyspy. Masz może coś takiego?- Leo uśmiechnął się szeroko.

- Bluzka, którą mam na sobie, zrobiła Calipso- powiedział  podekscytowany dotykając t-shirtu.

- Masz może jakiś sztylet? - Leo włożył swoją dłoń do pasa na narzędzie, który zawsze miał u swego boku i wyjął z niego mały nóż; podał mi go.

                    W milczeniu zacisnęłam palce na rączce sztyletu i odcięłam kawałek materiału.

- Możesz dać mi eliksir zmartwychwstania? - z lekkim wahaniem oddał mi fiolkę, wyjęłam z niej korek. Kawałek materiału który spoczywał w mojej dłoni przeniosłam nad otwór. Skupiłam się i zaczerpnęłam silną moc z głębi siebie. Materiał zajął się Ogniem ( mocą potomków Malificent), palący się jeszcze wrzuciłam do eliksiru. Zmienił barwę na przeźroczysty.

- Już?- zapytał Leo.

-Nie- odparłam- potrzebuję kropli twojej krwi.

                   Syn Hefajstosa wyciągnął dłoń w moją stronę. Ostrożnie postawiłam eliksir na jakiejś maszynie obok. Później wzięłam spoczywający obok sztylet. Nóż delikatnie wbiłam w czubek palca Leo, na ostrze zebrałam czerwoną ciecz i delikatnie przeniosłam ją nad otwór fiolki. Kropla krwi wpadła prosto do pojemnika. Eliksir zabarwił się na czerwono, a ja wstrzymałam oddech. Może coś poszło nie  tak jak trzeba? Może zepsułam jedyną szansę na przeżycie Syna Hefajstosa? W tym samym momencie mikstura zajaśniała złotym światłem. Wypuściłam ciągle wstrzymywane powietrze i zamknęłam korkiem fiolkę. Eliksir wciąż jaśniał; to dobry omen.

- Gotowe- oznajmiłam z szerokim uśmiechem na twarzy- proszę bardzo- powiedziałam podając mu szklane naczynie. Leo emanował radością:

-Na wszystkie sprężyki Hefajstosa, mówiłaś prawdę! Naprawdę pomogłaś mi wydostać Calipso!

-Czy wątpiłeś w to chociaż przez chwilę?- zażartowałam.

- Nie- powiedział, wciąż uśmiechając się jak debil.- Dziękuję!-  rozłożył szeroko ramiona i przytulił mnie. Zszokowana, znieruchomiałam; po chwili, jednak, także go objęłam i mocno przycisnęłam do siebie. Pachniał smarem, mydłem cytrynowym i spalenizną. Pomyślałam nad tym, że mogę nie zobaczyć jego twarzy i włosów i oczu -już nigdy.

             Czułam jak do mich oczu napływają łzy, potem jak spływają po moich policzkach i wsiąkają w bluzkę syna Hefajstosa. Leo jednak nie przestał mnie przytulać, wręcz przeciwnie;  objął mnie mocniej. Byłam mu za to wdzięczna. Przywiązałam się do niego w tak krótkim czasie.

            Po chwili jednak półbóg odsunął się i wziął moją twarz w swoje dłonie:

- Co się dzieje Lola?- zapytał śmiertelnie poważnie- na treningu nie byłaś z nami myślami, nawet nie śmiałaś się z moich dowcipów.

           Wzięłam głęboki, urywany oddech:

- Leo, muszę ci coś powiedzieć, ale musisz mi coś obiecać.

           Widocznie zaniepokojony Syn Hefajstosa odpowiedział:

- Wszystko.

- Nie powiesz o tym nikomu, dopóki tego nie zrobię. Będą uważali mnie za zdrajcę i muszą tak myśleć. Przysięgnij na Styks.

_______________________________________________________________




I tak oto kończę rozdział XIX ;)
Co o nim sądzicie??
Przepraszam, że nie dodałam rozdziału wczoraj :(
Pragnę podziękować wszystkim za tak miłe komentarze
i za tyle wyświetleń :)
~LoLa
&
Obóz Pół-Krwi (https://www.facebook.com/dzieci.pol.krwi/?fref=ts)

         

                   

piątek, 15 stycznia 2016

Rozdział XVIII "Puchar dla tej pani, za pokonanie maratonu w samej bieliźnie!"

- Bo widzisz Leo, ja nie urodziłam się tutaj na Ziemi-zaczęłam mówić, kiedy usiadł koło mnie na koi- pochodzę z Imperium- uśmiechnęłam się słabo.

- Czekaj, bo czegoś tu nie łapię- powiedział- widziałam twoje wspomnienie, kiedy bawiłaś się z Hermesem w berka, albo jak się chowałaś za tronem Zeusa, gdy podmieniłaś butelki z kremem do depilacji i odżywką do włosów Afrodyty.

                 Uśmiechnęłam się słysząc te słowa. To był głupi pomysł, myślałam, że bogini Miłości mnie zamorduje i schowałam się mając nadzieję, że mnie nie znajdzie, jednak Posejdon mnie zauważył i zapytał co tam robię. Powiedziałam całą prawdę, a kiedy spanikowana kończyłam opowieść, tata pokładał się ze śmiechu. 

- Tak, wychowałam się na Olimpie- kontynuowałam- Malificent przyniosła mnie tam, kilka dni po porodzie. W zasadzie nigdy nie widziałam Imperium- powiedziałam z tęsknotą w głosie.

-Imperium to inna planeta?- zapytał.

- Tak, mieszkają na niej tylko magiczne istoty- odparłam i pomyślałam, że ja też powinnam tam być.- Co jeszcze widziałeś?

- Zobaczyłem jak wybuchasz taką energią i jak potem żałujesz, że niechcący prawie zabiłaś swoją przyjaciółkę- powiedział i patrzył mi się prosto w oczy.- Ładniutka- dodał po chwili z uśmiechem.

- Tak, przepiękna- powiedziałam- Córka Apolla i Wnuczka Afrodyty; bardzo utalentowana. Moja jedyna przyjaciółka. 

- Zajęta? - zapytał z udawaną nadzieją

-Nie- odparłam, uśmiechając się- ale ty chyba masz już kogoś na oku.

                  Zauważyłam, że Leo się rumieni, a może tylko mi się tak wydaje. Potem spojrzał na mnie:

-Nie powiesz nikomu?- zapytał

- Jeżeli nie chcesz, to nie- powiedziałam- Tak korzystając z  okazji, wymyśliłeś jak wyciągniesz Calipso z tej wyspy? 

- Jeszcze nie- powiedział ze smutkiem. Te uczucie nie pasowało do Syna Hefajstosa; zawsze był taki wesoły. 

- Obiecuję, że ją znajdziesz- powiedziałam, choć tego nie przemyślałam z moich ust popłynęły słowa- pomogę ci.

- Jak?- zapytał bez nadziei w głosie.

-Zaufaj mi, coś wymyślę- Leo uśmiechnął się do mnie.

-Dziękuję, a co do tematu miłości jakim cudem Di Angelo cię pocałował ?!- zapytał z niedowierzaniem w głosie.

               Teraz z kolei ja robiłam się czerwona. Syn Hefajstosa wybuchnął śmiechem. Żartując walnęłam go po ramieniu.

- To nie jest śmieszne - powiedziałam próbując powstrzymać śmiech. Skończyło się na tym, że zaczęłam prychać jak kot, a Leo już leżał i trzymał się za brzuch wciąż się śmiejąc. Dołączyłam do niego. Kiedy już odzyskaliśmy głos zapytał:

-Chociaż dobrze całował?- banan nie schodził mu z ust.

- Chyba tak- powiedziałam, całował jak anioł, dodałam w myślach, przywołując wspomnienie raptem z przed dwóch dni. Teraz wydawało mi się, że od opuszczenia Obozu minęły wieki.

- A ten koleś, taki wysoki, wysportowany blondyn co cię przytulił przy wszystkich, kim on jest?

- William- odpowiedziałam- Syn Apolla.

- No to masz branie dziewczyno- uśmiechnął się szeroko.

- Chyba tak - zaczęłam się śmiać. Za chwilę jednak spoważniałam, przypomniałam sobie o miksturze, którą Leo trzymał w lewej kieszeni; przy sercu. 

                Wyciągnęłam dłoń w jego stronę i dotknęłam miejsca, gdzie wciąż był eliksir. Ciało półboga zamarło. Spojrzał na mnie i szeptem zapytał:

- Wiesz?- nie odpowiedziałam, tylko spojrzałam mu w oczy. Słowa, które popłynęły z moich ust miały nigdy nie zobaczyć światła dziennego.

- Podjąłeś właściwą decyzję- powiedziałam smutnym przyciszonym głosem.

- Wiesz czy ona na pewno zadziała? - zapytał podając mi fiolkę

               Wzięłam ją w dłonie i wyciągnęłam koreczek, powąchałam i stwierdziłam:

- Zadziała.

               Ostrożnie mu ją oddałam. Leo schował ją w to samo miejsce. Zmartwił się. Odruchowo powiedziałam:

- Musiałeś.

- Ale co ?

- Skłamać. Podmienić butelki, nie wiem jak chcesz to nazwać.

- Czytasz mi w myślach?

- Nie, nie zrobiłabym tego. Po prostu cię rozumiem.- powiedziałam cicho.

-Tylko ty- szepnął- wiesz, że czuję się lepiej, kiedy ci to powiedziałem?

Ale ja czuję się gorzej- pomyślałam, a na głos dodałam:

- Od tego są przyjaciele? No nie?- uśmiechnęłam się słabo.

- Chyba tak.


                    Skończyliśmy rozmawiać około czwartej nad ranem. Dawno się tyle nie śmiałam. Kiedy wychodził, przytulił mnie i powiedział:

-Dziękuję

- Nie ma za co- odpowiedziałam- Proroczych snów.

Uśmiechnął się - Nawzajem, mała wiedźmo.

         


                   Po chwili wstałam z koi. Postanowiłam wziąć kąpiel. Z szafki wyjęłam ręcznik i bieliznę.
 Kiedy zamknęłam drzwi łazienki, spojrzałam w lustro. Odbicie uśmiechnęło się do mnie. Uczesałam rozczochrane włosy. Kiedy woda obmywała moje ciało czułam, że zmywa ze mnie wszystkie ciężary dzisiejszego dnia. Skończywszy kąpiel, zaczęłam się ubierać; wtedy zorientowałam się, że nie wzięłam nic poza skąpym stanikiem i majtkami.

- Cholera- zaklęłam na głos.

                   Cóż, nie pozostało mi nic poza  nadzieją, że nie natknę się na nikogo, przebiegając przez korytarze. Przecież normalni ludzie o tej porze śpią. Wzięłam głęboki wdech i otworzyłam drzwi. Przebiegłam na palcach większość drogi, w ciemności zobaczyłam drzwi mojej kajuty. Odetchnęłam z ulgą. Chwyciłam za klamkę i szczęśliwa zamknęłam za sobą drzwi. Udało się! Uśmiechnęłam się do siebie. Leo rzuciłby coś w stylu: "Puchar dla tej pani za pokonanie maratonu w samej bieliźnie!". Odwróciłam się, uśmiech na mojej twarzy zamarł. Na koi siedział zdezorientowany Percy; odwrócił się do mnie plecami i zaczął się tłumaczyć:

- Mówiłaś żebym przyszedł o świcie, cóż jestem trochę wcześniej.

- Jasne, przepraszam, nie zamierzałam wpadać tutaj tak. . .- wymamrotałam, pstryknęłam palcami i już miałam na sobie biały kombinezon na ramiączkach, który zasłaniał tylko niewielką część ud. Na to nałożyłam wiszącą na krześle przeźroczystą narzutkę, że pomysł ubrania się za pomocą magii nie przyszedł mi w łazience!!! Uniknęłabym tej krępującej sytuacji! i to jeszcze z bratem! Przeklinałam siebie samą w duchu- Już jestem ubrana- powiadomiłam Syna Posejdona. Odwrócił się niespiesznie.

-Przepraszam, nie wiedziałem... - powiedział, cały czerwony na twarzy

- Przecież nic się nie stało- machnęłam ręką- jesteś moim bratem Percy.

                       Uśmiechnął się nieśmiało.

- Możemy przećwiczyć to co wczoraj? - zapytał z nadzieją w głosie.

- Jasne,- uśmiechnęłam się szeroko- ale musisz coś dla mnie zrobić.

-Co takiego?- zapytał się zdziwiony.

- Doszłam do wniosku, że nie najlepiej posługuję się mieczem. Ostatnio chimera zaatakowała moje mieszkanie, a ja nie potrafiłam jej zabić mieczem; musiałam użyć magii. Zawsze używam magii- powiedziałam zgodnie z prawdą.

- Nie ma problemu- uśmiechnął się szeroko.




_________________________________________________________


No i gotowe!!!
Mam nadzieję, że chociaż uśmiechnęliście się czytając ten rozdział :D
Wena od Apolla nadeszła !!!
NARESZCIE!
Życzę wam jak najlepszego zakończenia tego semestru !

~LoLa