Córka Przeciwieństw

sobota, 23 stycznia 2016

Rozdział XIX "Przysięgnij na Styks"

                    Byłam wykończona. Nie sądziłam, że walka mieczem może tak zmęczyć organizm. Cięłam, odparowywałam ciosy setki razy, a teraz byłam tak spocona, że miecz wyślizgiwał mi się z ręki. Percy był w lepszym stanie, ale miał kilka płytkich ran na ramionach.

- Ja ... już nie mogę- wysapałam, siadając na pokładzie- daj mi chwilę.

                    Mój brat uśmiechnął się szelmowsko.

- Wstawaj, jeszcze pół godziny!

- Nie, ja mam już tego dosyć! - zaprotestowałam z podłogi. Syn Posejdona, jednak nie zwrócił uwagi na moje słowa. Wziął mnie za ręce i pociągnął ku górze, tym samym sprawiając, że wstałam.


.........................................................................................................................



                   Pół godziny wcześniej wydawało mi się, że jestem zmęczona. Kłamałam, teraz jestem wykończona. Nie mogę nawet utrzymać dłoni w bezruchu. Zauważyłam, że rozcięcia na mojej skórze bardzo szybko się goją, jednak u Percy'go nie wyglądało to tak dobrze. Podeszłam do niego:

- Mogę?- zapytałam wskazując na krwawiące miejsca.

- Jasne- uśmiechnął się i zdjął spoconą koszulkę. Moim oczom ukazała się dobrze zbudowana klatka piersiowa i umięśnione ramiona. Pomyślałam, że dziewczyny oglądającego go w walce, mogą tylko marzyć, żeby je pocałował; cóż, jego wygląd i siła nie robiły na mnie wrażenia, w końcu to mój brat.

                  Przystąpiłam do działania. Zbliżyłam swoją dłoń do serca Syna Posejdona. Skupiłam w niej swoją magię i dotknęłam gorącej skóry brata. Czułam jak fala mocy przenika z moich palców do jego ciała. Widziałam jak rany się zasklepiają, to zawsze mnie zachwyca; cofnęłam dłoń dopiero, kiedy skończyłam.

- Wielkie dzięki- uśmiechnął się.

-Nie ma za co- powiedziałam, żartobliwie puszczając oczko.

                  Po pożegnaniu z bratem, postanowiłam wziąć chłodną kąpiel. Tym razem nie zapomniałam o zabraniu ze sobą ubrań. Kto wie, kogo mogę tym razem spotkać. Po relaksującej czynności stwierdziłam, że muszę umyć włosy. Jak pomyślałam, tak zrobiłam.  Po chwili wilgotne włosy dotykały moich pleców. Czas na suszenie; zawsze robiłam to za pomocą magii. Sięgnęłam do mocy znajdującej się gdzieś we mnie i wydostałam malutką jej część na zewnątrz. Widziałam jak moje włosy stopniowo stają się suche. Kiedy skończyłam, chwyciłam szczotkę i rozczesywałam moje brązowe fale. Następnie pociągnęłam swoje pełne usta bezbarwną pomadką. Przejrzałam się w lustrze: biust ciągle mizerny, ukrywała krótka bluzka nie sięgająca pępka. Głębokie, jasne szorty eksponowały długie nogi. Na stopach miałam białe trampki.

                  Około siódmej rano spotkałam się z resztą załogi na śniadaniu. Byłam głodna niczym Tantal. Po przywitaniu się ze wszystkimi, usiadłam przy stole. Po chwili Leo znalazł się tuż koło mnie i opowiadał dowcipy. Na moim talerzu pojawiły się grube naleśniki oblane słodkim niebieskim sosem. Zaczęłam jeść, wciąż śmiejąc się z żartu o Pandorze, który przed chwilą powiedział Syn Hefajstosa. Po skończeniu posiłku zauważyłam, że Piper uważnie mi się przygląda. Cóż, nie każdy musi mnie lubić- stwierdziłam. Po chwili zastanowienia powiedziałam głośno:

- Za godzinę spotkamy się na treningu, jakieś sprzeciwy?- nikt nie zaprotestował.

                     Postanowiłam opuścić Wielką Siódemkę. Powiedziałam na ucho Leo o tym, że idę do kajuty odpocząć, choć miałam nieco odmienne plany. Gdy zamknęłam za sobą drzwi mojego "pokoju", od razu chwyciłam opasłą księgę. Na pierwszej stronnicy znalazłam rysunek pióra. Tak samo jak wcześniej wyciągnęłam ze strony przyrząd do pisania. Wiedziałam o co chciałam zapytać.

Jak pokonać Gaję? 

Litery pojawiły się kiedy kreśliłam znak zapytania.

Gaja to jedna z najpotężniejszych istot w mitologi greckiej. Przebywa na planecie Ziemia i planuje obalić bogów olimpijskich. Do ostatecznego przebudzenia się potrzebuje krwi dwojga półbogów. Istnieje eliksir, który . . .



........................................................................................................................


                       Kilka pytań i odpowiedzi później, stwierdziłam, że muszę już iść przeprowadzić trening Wielkiej Siódemki.  W głowie kręciło mi się od nadmiaru wiadomości. Wiedziałam co muszę zrobić i to mnie przerażało. Kiedy wchodziłam po schodach, słońce podrażniło moje oczy. Promienie przyjemnie ogrzewały moją skórę, pomimo tego było mi zimno. Zamknęłam oczy i postarałam opanować drżenie rąk. Chwilkę później szłam pewnym krokiem w kierunku grupki herosów, czekających na mnie.

.......................................................................................................................


                       Z następnych godzin niewiele pamiętam; nie byłam tam obecna myślami.  Czym dłużej rozważając mój plan, byłam byłam bardziej pewna jego słuszności. Coraz bardziej się bałam. Nogi same powiodły mnie do drzwi maszynowni, gdzie zaszył się Leo. Musiałam komuś to powiedzieć. Bezszelestnie weszłam do środka, syn Hefajstosa siedział na jakimś przyrządzie i z zamyśleniem patrzył na fiolkę, która trzymał w dłoniach. Cicho podeszłam i usiadłam koło niego.

- Cześć- szepnęłam. Leo aż podskoczył, eliksir wypadł mu z rąk. Szklane naczynie zatrzymało się za moją sprawą, tuż nad podłogą i pofrunęło do moich paców. Ostrożnie oddałam fiolkę Leo. On schował ją przy sercu i odpowiedział:

-Cześć. - Zdobyłam się na uśmiech.

- Już wiem jak wydostać Calipso z wyspy- powiedziałam z ekscytacją. Oczy Syna Hefajstosa ożyły.

- Naprawdę ? - zapytał z nieukrywaną nadzieją.

- Tak, potrzebuję jednak, jakiejś rzeczy z wyspy. Masz może coś takiego?- Leo uśmiechnął się szeroko.

- Bluzka, którą mam na sobie, zrobiła Calipso- powiedział  podekscytowany dotykając t-shirtu.

- Masz może jakiś sztylet? - Leo włożył swoją dłoń do pasa na narzędzie, który zawsze miał u swego boku i wyjął z niego mały nóż; podał mi go.

                    W milczeniu zacisnęłam palce na rączce sztyletu i odcięłam kawałek materiału.

- Możesz dać mi eliksir zmartwychwstania? - z lekkim wahaniem oddał mi fiolkę, wyjęłam z niej korek. Kawałek materiału który spoczywał w mojej dłoni przeniosłam nad otwór. Skupiłam się i zaczerpnęłam silną moc z głębi siebie. Materiał zajął się Ogniem ( mocą potomków Malificent), palący się jeszcze wrzuciłam do eliksiru. Zmienił barwę na przeźroczysty.

- Już?- zapytał Leo.

-Nie- odparłam- potrzebuję kropli twojej krwi.

                   Syn Hefajstosa wyciągnął dłoń w moją stronę. Ostrożnie postawiłam eliksir na jakiejś maszynie obok. Później wzięłam spoczywający obok sztylet. Nóż delikatnie wbiłam w czubek palca Leo, na ostrze zebrałam czerwoną ciecz i delikatnie przeniosłam ją nad otwór fiolki. Kropla krwi wpadła prosto do pojemnika. Eliksir zabarwił się na czerwono, a ja wstrzymałam oddech. Może coś poszło nie  tak jak trzeba? Może zepsułam jedyną szansę na przeżycie Syna Hefajstosa? W tym samym momencie mikstura zajaśniała złotym światłem. Wypuściłam ciągle wstrzymywane powietrze i zamknęłam korkiem fiolkę. Eliksir wciąż jaśniał; to dobry omen.

- Gotowe- oznajmiłam z szerokim uśmiechem na twarzy- proszę bardzo- powiedziałam podając mu szklane naczynie. Leo emanował radością:

-Na wszystkie sprężyki Hefajstosa, mówiłaś prawdę! Naprawdę pomogłaś mi wydostać Calipso!

-Czy wątpiłeś w to chociaż przez chwilę?- zażartowałam.

- Nie- powiedział, wciąż uśmiechając się jak debil.- Dziękuję!-  rozłożył szeroko ramiona i przytulił mnie. Zszokowana, znieruchomiałam; po chwili, jednak, także go objęłam i mocno przycisnęłam do siebie. Pachniał smarem, mydłem cytrynowym i spalenizną. Pomyślałam nad tym, że mogę nie zobaczyć jego twarzy i włosów i oczu -już nigdy.

             Czułam jak do mich oczu napływają łzy, potem jak spływają po moich policzkach i wsiąkają w bluzkę syna Hefajstosa. Leo jednak nie przestał mnie przytulać, wręcz przeciwnie;  objął mnie mocniej. Byłam mu za to wdzięczna. Przywiązałam się do niego w tak krótkim czasie.

            Po chwili jednak półbóg odsunął się i wziął moją twarz w swoje dłonie:

- Co się dzieje Lola?- zapytał śmiertelnie poważnie- na treningu nie byłaś z nami myślami, nawet nie śmiałaś się z moich dowcipów.

           Wzięłam głęboki, urywany oddech:

- Leo, muszę ci coś powiedzieć, ale musisz mi coś obiecać.

           Widocznie zaniepokojony Syn Hefajstosa odpowiedział:

- Wszystko.

- Nie powiesz o tym nikomu, dopóki tego nie zrobię. Będą uważali mnie za zdrajcę i muszą tak myśleć. Przysięgnij na Styks.

_______________________________________________________________




I tak oto kończę rozdział XIX ;)
Co o nim sądzicie??
Przepraszam, że nie dodałam rozdziału wczoraj :(
Pragnę podziękować wszystkim za tak miłe komentarze
i za tyle wyświetleń :)
~LoLa
&
Obóz Pół-Krwi (https://www.facebook.com/dzieci.pol.krwi/?fref=ts)

         

                   

6 komentarzy:

  1. Genialny rozdział. Zakochałam się w twoim stylu pisania!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Uuu akcja się rozkręca! Leo na ratunek! Jep. A gdzie jest Nico *smutałka* Kcem Nico...
    Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału!
    Kiedy będzie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hyym myślę, że dodam w następny piątek ;)
      ~LoLa

      Usuń
  3. Oczywiśce świetnie jak zwyke . Mam nadzieję , że wybaczysz mi tym razem taki nijaki komentarz . Następny będzie dłuższy , Hades świadkiem .
    Irminka(Talia) còrka Hadesa

    OdpowiedzUsuń
  4. Jestem genialna. Przeczytałam ten rozdział i nie skomentowałam. W tej chwili możesz mnie utopić.
    A no tak nie możesz. Ja dziecię Wodorosta podobnie jak ty. Hahhaha
    Przestań pisać tak postać Leo, bo go jeszcze polubię. Rozdział cudowny jak zawsze.

    Cała magia zaklęta w powieściach!

    OdpowiedzUsuń